„...
moim czy naszym – rodzinnym zadaniem jest dobijać się o prawdę.
Nie zawsze prawda ta była i jest miła. Ale w Austrii widziałem w
każdej wiosce pomnik poległych z I i II wojny światowej. Oni też
nie zawsze szli z prądem historii. Mimo to wszyscy są
upamiętnieni.” - fragment listu przesłanego przez p. Stanisława
Bednarskiego (syna uczestnika kampanii wrześniowej 1939 r. kaprala
Bronisława Bednarskiego 4 Pal Inowrocław) do Nadgoplańskiego
Towarzystwa Historycznego.1
Kapral
Bronisław Bednarski, rolnik, żołnierz, syn Michała i Marianny z
domu Kozubowskiej, ur. 2 kwietnia 1915 r. w miejscowości Florianowo
powiat Nieszawa. W wojsku od 1938 r. Skończył szkołę podoficerską
w stopniu kaprala. W drugim roku służby, dnia 1 września 1939 r.
przydzielony do 4 PAL Inowrocław, wymarsz w sierpniu na front do
Jabłonowa (4 DP/4 PAL), przeszedł szlak bojowy wraz z armią
Pomorze, został ranny w czasie walk 18 września 1939 r. pod
Sochaczewem, przeniesiony do lazaretu wojennego, skąd ucieka do domu
w Karsku (powiat inowrocławski). Tymczasem rodzina Bednarskich
zostaje wysiedlona z gospodarstwa w Karsku (lipiec 1940 r.),
Bronisław nie był obecny, uniknął wywózki. Z powodu ran nie mógł
kontynuować walki w konspiracji, przebywał i pracował na terenie
Kujaw, we wsi Szarlej oraz Lubostów, jako rybak, listonosz i
pracownik cukrowni w Mątwach. Do rodzinnego Karska powrócił w
lutym 1945 r. Po wojnie awansowany do stopnia plutonowego. Dnia 27
października ożenił się z Reginą Jaworską, przejął
gospodarstwo po ojcu Michale we wsi Karsk. Działał społecznie,
pełnił wiele funkcji, był między innymi radnym gminy Chelmce.
Zmarł 11 czerwca 1991 r. w wieku 76 lat w Karsku, spoczywa na
cmentarzu parafialnym w Brześciu nad Gopłem.2 Pośmiertnie
odznaczony Złotym Medalem za Obronność Kraju.
Fragment
opowiadania p. Stanisława Bednarskiego „Wspomnienia o Bronku”
„Bo
choć był piękny jesienny zachód słońca jadąc musiałem uważać
na drogę.3 Myślami
jednak powracam dalej na pole walki. Oczyma wyobraźni widzę łunę
pięknie zachodzącego słońca nad Sochaczewem. Jednak to nie łuna
zachodzącego słońca mnie tak oślepia, to Sochaczew płonie jak
wielka pochodnia a tutaj w około sterczące zwały żelastwa coś
jakby armaty, działa, tak to kiedyś był 4Pal Kujawski z
Inowrocławia. Był, bo zostały tylko poszarpane od wybuchów bomb
ogromne leje i morze krwi i poszarpane żelastwo. Rozszalałe,
obłąkane od wybuchów konie po utracie jeźdźców rozbijają się
o drzewa jakoby nie było już dosyć nieszczęścia.„Szrapnele”
wyjące w powietrzu jak wataha wilków dopadają swe ofiary. Nad tym
rumowiskiem żelastwa, ludzkich ciał i koniny, anioł śmierci
zbiera swoje żniwo.
Widzę
jak młody żołnierz trafiony szrapnelem spada z konia i oszalały z
bólu pełza, gdzieś w kartoflisko. Takie myśli nabiegły mnie gdy
dwa tygodnie wcześniej po raz pierwszy przejeżdżałem przez te
okolice i niespodziewanie zobaczyłem napis „Sochaczew”:
wyobrażałem sobie leżącego rannego młodego kaprala, polskiego
żołnierza leżącego na polu i bezsilnego na przemoc jakiej doznał.
Po kilku godzinach po polu bitwy będzie przetaczało się „Toten
Komando” komando śmierci wyszukując jeszcze żywych i rannych
żołnierzy aby strzałem z pistoletu ulżyć im w cierpieniu.
Pomyśleć można jak oni o wszystko starają się zadbać, nawet
rannym udzielają pierwszej pomocy, choć tylko doraźnej bo kula w
łeb. Ranny kapral Bronek widząc nadchodzącego oficera niemieckiego
wraz z adiutantem bełkoczącym w niezrozumiałym niemieckim języku
po akcencie można było wyczuć, że był to węgierski lekarz
wcielony do armii niemieckiej.
A
co z tym kapralem Herr Major no ten, który leży tam o tam w
kartoflisku jest tylko ranny w rękę.- Lasslo-Ich habe schon
hundertmal gesagt zu dir - Wir Deutschen brauchen nur gesunde
Arbeitskräfte. Kranken und invaliden, sind für uns nur last. Der
Krieg ist schon vorbei - wir haben gewonnen. Schisst Du ihm nieder,
sonst mache ich das selbst- verstanden. Herr Major er ist nur leicht
verwunden er kann noch brauchbar sein für unsere Vaterland. Wir
werden brauchen viele Arbeitskräfte in Osten. Ja er kann bald gesund
werden. Lasslo - Lasslo Ich habe oft gehört dass „Polen–Ungarn
wie zwei Brüder“ Ja–Ja schickst du ihm ins Lazarett nach
Sochaczew vielleicht brauchen Wir im noch später.
I
tak węgierska dusza jak na razie uratowała swego prawie brata od
pewnej kuli. Następnie zbierano tych co w przyszłości mogą
jeszcze służyć Rzeszy do Lazaretu.
Był
to budynek szkoły w Sochaczewie zamieniony na wojskowy lazaret. W
środku budynku pościelono trochę słomy na podłodze i tam rzucono
tych wszystkich rannych razem na ten barłóg. Oczywiście panował
ogromny chaos brak personelu i środków opatrunkowych wielu leżało
tutaj już od kilku dni. Obrzydliwy fetor rozkładających się
żywych trupów, ranni żołnierze dnia pozostawieni tylko sami
sobie. Czasami tzw. dobrzy ludzie przychodzili dokarmiać głodujących
rannych. Ale oprócz strawy potrzebne były opatrunki – lekarstwa i
personel medyczny.
Niemcy nie byli zainteresowani uzdrawianiem polskich żołnierzy, przecież wojnę już wygrali. Kto się wyliże będzie żył a reszta no cóż – nam Niemcom oni są niepotrzebni, niepracujący zjadacze chleba.
Sytuacja
była tragiczna, beznadziejna, przekraczająca ludzkie siły. W tym
całym morzu cierpienia znaleźli się tzw. „dobrzy ludzie”
myślący trzeźwo i do przodu. Zdawali sobie sprawę ,że jeśli
ktoś wydobrzeje zostanie wysłany do stalagu (jeniecki obóz dla
żołnierzy). Ale obozy te nie były jeszcze gotowe więc grano na
czas.
Jedna
z wolontariuszek, jakaś Pani „Dziedzic” z okolic Sochaczewa
zainteresowała się Bronisławem - Słuchaj jak masz na imię młody
człowieku? -„Bronek”w następnych dniach Niemcy mają was
wywieść do stalagu w głąb Rzeszy. Sam widzisz, że na pomoc nie
masz co liczyć wczoraj chcieli Tobie amputować tą rękę, ale ty
możesz chodzić więc jeszcze dziś w nocy uciekaj bo jurto będzie
już za późno. - Skąd pochodzisz? - jestem z Kujaw okolice
Piotrkowa Kuj. - Wiesz mam znajomego, który może ci pomóc dostać
się do Inowrocławia. - Och! Inowrocław to dobre miejsce tam
mieszka moja rodzina ze strony mojego ojca, siostry syn. - Słuchaj
Bronek, my tutaj nie wiemy jak długo Niemcy zechcą tolerować moje
wizyty, jeszcze dziś w nocy musisz opuścić to miejsce. Dziś nad
ranem za rogiem ulicy będzie czekał na Ciebie mój człowiek z
furmanką, która zawiezie Ciebie na dworzec kolejowy i pociągiem
dojedziesz się do Inowrocławia, dalej nich Cię Bóg prowadzi.
Dziękuję
serdecznie „Jaśnie Pani Dziedzic” tak to już dziś w nocy tylko
nie prześpij okazji-niech Cię Bóg poprowadzi bezpiecznie do domu.
O tak w Inowrocławiu mam rodzinę dam sobie radę. Powodzenia Bronek
i nie dziękuj, jesteś młody i musisz żyć.
Nad
ranem skok przez okno i podróż do Inowrocławia. Dalej stryj
Jaśiński zorganizował konną powózkę i tak Bronek dotarł do
domu w Karsku. Było już bardzo zimno koniec Października. W domu
oczywiście wielka radość i zarazem strach co powiedzą Niemcy, jak
go zobaczą.
W
rodzinnym domu rana zaczęła się lepiej goić, powoli siły i
zdrowie również powracały-choć koszmar kontuzji nie dawał mu
jeszcze długo spać po nocach i towarzyszył już przez całe
życie.”
Opracowanie
Bartłomiej Grabowski, Stanisław Bednarski.
1List
opublikowany na fanpagu NTH.
2Na
podstawie relacji syna Stanisława Bednarskiego, wspomnienia ojca
Bronisława i matki Reginy.
3Fragment
opowiadania p. Stanisława Bednarskiego „Wspomnienia o Bronku”
16.02.2017 r.
Bitwa
nad Bzurą Okupacja
Niemiecka w Kruszwicy Przygotowania
obronne Kujawy Działania
wojenne Kujawy Skany
archiwum rodzinne p. Bednarskich, archiwum Nadgoplańskiego
Towarzystwa Historycznego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz