Strony

STRONY

niedziela, 13 stycznia 2019

Jadwiga Łuszczewska (1834-1908)

Łuszczewska Jadwiga, pseud. i krypt. Bogobojna, Deotyma, Deotima, Diotima, (1834–1908), poetka, powieściopisarka, słynna improwizatorka. Ur. w Warszawie 1 VIII, była córką Wacława Łuszczewskiego (zob.) i Magdaleny (Niny) z Żółtowskich (zob.). Kształciła się pod kierunkiem rodziców oraz wybitnych przyjaciół domu (jak Józef Sikorski czy Antoni Waga); dziwaczny system wychowawczy pani Niny wykluczał towarzystwo innych dzieci prócz siostry Kazimiery (późniejszej Komierowskiej). Od lat najmłodszych Ł. znała na pamięć „Śpiewy historyczne” J. U. Niemcewicza, wcześnie czytała Plutarcha w tłumaczeniu I. Krasickiego. Ulubioną jej lekturą pozostała zawsze „Róża na Tannenbergu” Ch. Schmida. Rychło też zaczęła się Ł. zabawiać pisaniem: między r. 1846 a 1849 redagowała razem z siostrą rękopiśmienny miesięcznik „Pszczółka”, w którym i starsi, dla zrobienia przyjemności panienkom, zamieszczali artykuły uczono-żartobliwe. W r. 1843 zwiedziła Ł. z rodzicami po raz pierwszy Kraków i Wieliczkę; była również w Wielkopolsce i Wiedniu. W tym czasie napisała pierwszy wiersz. W r. 1846 towarzyszyła swej matce do Berlina. Książki podsuwane podlotkowi były poważne: L. C. de Saint-Martin, J. B. Bossuet, C. F. de Volney, św. Teresa, Ch. Fourier, J. M. Hoene-Wroński. Od r. 1849 wolno było Ł-iej uczestniczyć w poniedziałkowych zebraniach literackiego salonu rodziców. Niebawem ujawnił się jej niepospolity dar improwizacji; pierwszy publiczny występ córki zorganizowała ambitna pani Nina 17 V 1852. Sława panny Ł-iej obiegła całą Polskę, wszystkie gazety pisały o Deotymie; dla naocznego oglądania dziwu zaczęły się w salonie Łuszczewskich pojawiać osobistości zazwyczaj niezbyt się do poezji przyznające, jak Aleksander Wielopolski albo – wśród licznych przyjezdnych – Paweł Popiel. Ł. improwizowała na zadane tematy najróżniejsze, często dostarczały jej podniety problemy moralne, sztuki piękne i uroki przyrody. W druku Ł. debiutowała w r. 1852 utworem Krucjaty.

Po wybuchu powstania styczniowego, w latach 1863-1865, Deotyma towarzyszyła ojcu na zesłaniu, skąd pisywała listy do matki, zdając relację z sybirackiego życia. Po powrocie w 1867 roku traci ojca, a dwa lata później umiera również jej matka. Osamotniona Deotyma zawiera wówczas bliską przyjaźń z Eugenią Wolffowi (ze Zdzienieckich) i angażuje się w organizowanie salonu literackiego na wzór tego, który odbywał się u rodziców. „Czwartki literackie” odbywały się w Warszawie, tutaj również obowiązywał strój uroczysty: frak i biały krawat, a sama założycielka ukazywała się w bieli. Do grona bywalców należeli: H. Skimborowicz, A. E. Odyniec, A. Pietkiewicz, S. Krzemiński, A. Oppman, J. A. Święcicki, C. Jankowski, K. J. Jasiński, F. Hoesick, a także przybywali goście zza granicy. Tematyka zebrań wykluczała zagadnienia erotyczne, a same dyskusje dalekie były od problemów życia codziennego. Najczęściej gospodyni salonu literackiego czytała swoje utwory, a 17 maja 1887 roku zorganizowała własny jubileusz. Wielbicielami wieszczki byli: Pług i Kraushar (ten ostatni poświęcił jej pochlebną uwagę w swoim studium Polki twórcze czasów nowszych) , Artur Oppman (Or-Ot), Stefania i Joanna Podhorskie-Okołów. Sama Deotyma z uwagi na poparcie, jakie żywiła dla ruchu emancypacyjnego, obracała się w kręgu ludzi postępowych.

Podróżując z rodzicami, młoda poetka miała wyraźny program. Zależało jej na spotkaniach ze sławnymi rodakami i starała się objeździć jak najwięcej miejscowości historycznej Polski. W Karlsbadzie (1854) poznała F. Wężyka, w Brukseli (1855) J. Lelewela i A. Jełowickiego. W r. 1856 zwiedziła Gniezno, Kruszwicę i Poznań, w 1857 – wyspę Rugię, w 1858 – Malbork i Gdańsk, w 1859 – Ojców, Sandomierskie, Góry Świętokrzyskie, w 1860 – Tatry. T. r. pod koniec grudnia była w Paryżu (gdzie m. in. improwizowałaDo młodzieży polskiej oraz Do emigracji i do pomników polskich). W r. 1862 była w Austrii i we Włoszech (improwizacja Noc w Wenecji).Wszystkie wyjazdy zostawiały ślad doraźny w drukowanych w prasie opisach (z których sama autorka nie była po latach zadowolona); wiele reminiscencji z tych wycieczek odezwie się z czasem w utworach literackich. Dalsze plany Łuszczewskich przewidywały podróże po Litwie, Podolu i Ukrainie. Zamiast w tamtych stronach, dość nieoczekiwanie znalazła się «Niwadija» (taki wówczas wymyśliła sobie anagram) w Jadrynie, Symbirsku i Czembarze, towarzyszyła bowiem swemu ojcu na zesłanie (1863–5); listy poetki do matki oraz do ciotki K. Wodzińskiej (niewykorzystane) zawierają moc szczegółów o codziennym życiu sybirackim.

W ciągu czterech lat od powrotu do Warszawy Ł. utraciła obydwoje rodziców. Osamotniona – zbliżyła się ogromnie z Eugenią ze Zdzienieckich Wolffową (1835–1912), w której najbliższym sąsiedztwie zamieszkała w tym samym domu przy Królewskiej (od r. 1871 do zgonu); przyjaźń ta ułatwiła towarzyskie stosunki Ł-iej z asymilującą się inteligencją żydowską. Na podobieństwo salonu Łuszczewskich odżył literacki salon już samej Deotymy. Zrazu bywał tu cały warszawski światek. Dwa rodzaje tematów były wykluczone: erotyczny i patriotyczny; w odniesieniu do drugiego z nich chętnie stosowano i świetnie rozumiano język aluzji. W miarę oddalania się lat najcięższych, popowstaniowych goście rzedli: «Wlazł kotek na płotek i mruga – Dosyć lodów, Deotymy i Pługa» – żartował J. Kenig (wierszyk przypisywany także H. Sienkiewiczowi). W opustoszałym salonie liczyć można było (póki życia) na H. Skimborowicza, A. E. Odyńca, A. Pietkiewicza (Pługa), S. Krzemińskiego, A. Oppmana, J. A. Święcickiego; z młodszych do końca nie stronili C. Jankowski, K. J. Jasiński, F. Hoesick; na zawsze wierne pamięci o Deotymie zostały pisarki: Z. Urbanowska, Z. Rabska, S. Podhorska-Okołów. Od czasów syberyjskich Ł. rzadko opuszczała Warszawę. Zaledwie w lutym 1881 w Krakowie deklamowała Rapsody o Chrobrym królu na rzecz pomnika A. Mickiewicza; w marcu 1883 odwiedziła Lwów, który ją uczcił bankietem. Chora na serce, od r. 1890 przez lat jedenaście nie wyszła ze swego mieszkania; dopiero zmiana systemu leczenia pozwoliła na przejażdżki po mieście (od r. 1901). Ostatni czwartek Deotymy odbył się 10 IX 1908. Poetka zmarła na raka przełyku 23 IX t. r. Pogrzeb (na cmentarzu Powązkowskim) miała manifestacyjny; nad grobem przemawiał m. in. T. Korzon w imieniu historyków.

Reputacja literacka Deotymy, acz rozgłośna i nawet międzynarodowa, od samego początku nierówne przechodziła koleje. Witał jej debiut sędziwy K. Koźmian («z lotem Skowronka łączysz głos Słowika»), olbrzymi poczet poetów korespondował z nią i sławił ją wiązaną mową, lecz równie wcześnie zdano sobie sprawę z pewnej sztuczności tej poezji «prześlicznie owierszowanej»(Z. Krasiński). «Pytie stoją obok proroków, Leonidas z męczennikami; wyspa Helena przy wyspie Patmos, Napoleon obok Jana św.» – pisał E. Iwanowski (1861), naoczny świadek poznania się poetki z Odyńcem. Sama zresztą Ł., mimo iż wielce łasa na komplementy w słowie i druku, nie była wobec swojej twórczości bezkrytyczna: odżegnała się od współczesnej powieści, dedykowanej J.I. Kraszewskiemu, Na rozdrożu („Tyg. Illustr.” 1876, osobno W. 1877); nie lubiła powieści historycznej z XIII w. Branki w jasyrze (1880, wyd. W. 1889, ostatnio W. 1948), bo«obca ręka [cenzura] popsuła je… niemiłosiernie» (J. Rokoszny); w późnym liście do W. Gomulickiego pierwszy tom swych Improwizacji i poezji (W. 1854) nazwała bez obłudy «furąsiana». Pamiętniku,pisanym przed uroczystym jubileuszem czterdziestopięciolecia pracy pisarskiej (1897), przyznawała sobie dojrzałość twórczą dopiero od r. 1892.

Artystka napisała wiele, nie wszystko drukowała, z tego zaś co ogłosiła, najwięcej zostało rozproszone po czasopismach i wydawnictwach okolicznościowych. Szczególne upodobanie żywiła do tematów z dziejów ojczystych. Przez całe życie pracowała nad przedstawieniem Polski w pieśni, olbrzymim cyklem złożonym z poematów i wierszowanych utworów dramatycznych, zaczętym od Lecha (W. 1859). Raz po raz jednak utykała już na dziejach bajecznych, przerabiając np.Wandę czy Piasta. Nie ukończyła także wchodzącej w skład tegoż cyklu wymarzonej, olbrzymiej epopei Sobieski pod Wiedniem (rozpoczętej z myślą o rocznicy, przypadającej na r. 1883). Zostało po Deotymie moc utworów opiewających takie właśnie ważne daty (np. ku czci M. Kopernika lub L. van Beethovena, na jubileusz UJ czy Jasnej Góry). Ośmielona chociażby skierowanym do siebie wierszem C. Norwida z r. 1860 («Stanęłaś z Wiarą na dziadów pogrzebie, Wrócisz z Nadzieją»), Ł. uparcie realizowała swój typ poezji, nie dostrzegając, bo nie chcąc widzieć, literackich przemian, które tymczasem zachodziły. Schroniła się w krąg zachwycenia Krasińskim i nie przemówił do niej nawet pośmiertny triumf Słowackiego, który jej pozostał «wstrętny jako człowiek zły i poeta niezdrowy» (list do W. Gomulickiego). To właśnie Deotyma, nie zaś jej daleki kuzyn Sienkiewicz, głosiła poetykę pokrzepiania serc: poeta winien śpiewać «czego łaknie smutna rzesza – co pociesza i co wskrzesza».

Krytyka literacka nie poskąpiła Deotymie sądów najrozbieżniejszych. F. H. Lewestam mianował ją czwartą wieszczką; W. Feldman drwił, iż salonowa moralność panny Ł-iej triumfuje nawet w muzułmańskim siodle; J. Krzyżanowski o najpopularniejszej powieści Deotymy Panienka z okienka (W. 1898) pisał, iżby ją «należało zapomnieć, a nie wskrzeszać». Rady tej nie usłuchano:Panienkę nie tylko się wciąż wznawia, ale po drugiej wojnie światowej doczekała się przeróbki na operę (muzyka T. Paciorkiewicza, wystawiona 1968), została sfilmowana (1964, reżyser M. Kaniewska), a jej włoskie tłumaczenie (Catania 1960) nie skończyło się na jednym wydaniu. Salon Deotymy żył też o wiele dłużej niż trwała jego względna świetność. Jeden z późnych bywalców naszkicował portrecik pani domu: «Rychlej niskiego niż wysokiego wzrostu, wcale tęga, nie miała w postaci swej nic imponującego – oprócz nieskazitelnie dystyngowanego gestu, ostrego, bywało, spojrzenia i… uroku wielkiego imienia. We czwartki miała nieodmiennie na sobie suknię aksamitną, czarną, gładką, z trenem; na pięknym biuście kolię z przepysznych szmaragdów, takież szmaragdy w uszach; czarną koronkę na wysokim, z czoła, uczesaniu» (C. Jankowski). Słynne lektury pisanych właśnie utworów zależały od humoru poetessy: potrafiła swym gościom odmówić tego «przywileju» w dniu, w którym ktoś nieopatrznie wspomniał „Chimerę” Miriama! Zabawa w królową, symboliczne godności dworskie, ceremonialność stroju obowiązującego na przyjęciach (rozpoczynających się późno i kończonych dobrze po północy), cienki poncz (zwany «lawą») – wszystko bywało tematem przycinków w światku literackim Warszawy («We fraku – i w kłaku – pójdziemy do Deotymy – na rymy»).

W dwudziestoleciu międzywojennym za kilkoma nawrotami próbowano przy różnych sposobnościach przypomnieć Deotymę; pojawiały się zwłaszcza serdeczne artykuły w pismach damskich, gdzie nie zapomniano o poparciu, którym Ł. darzyła ruch emancypacyjny. Wywołaną ogłoszeniem wspomnień F. Faleńskiego tzw. «sprawę Deotymy» zlikwidował A. Kraushar, wykazując całkowicie insynuacyjny charakter zarzutów, jakoby Ł. pobierała od carskiego rządu jakąś tajną pensję. Tzw. wiersz Mickiewicza do Deotymy jest utworem J. E. Przecławskiego. Olbrzymie archiwum rodzinne i literackie Deotymy uległo rozproszeniu; znaczna jego część spłonęła w okresie drugiej wojny światowej w Bibliotece Ordynacji Krasińskich.

Podróże po Wielkopolsce

Nieobce były Jadwidze tereny Wielkopolski – przybywa tutaj i do samego Poznania kilkakrotnie. W 1856 r. odwiedziła stryjenkę. „Przegląd Poznański” i „Pokłosie” opublikowały kilka utworów rozsławionej improwizatorki. W tym samym czasie tworzy „poemat narodowy” Piast, stąd zrozumiałe jest, dlaczego udała się zobaczyć Gopło, Gniezno, Kruszwicę i Poznań. W Poznaniu Władysław i Wanda Niegolewscy urządzają dla niej wieczór, na którym była Bibiana Moraczewska.

Dwadzieścia siedem lat później ponownie zagościła w Poznaniu, a wizyta ta miała cel finansowy. Władze Poznania postanowiły zorganizować cykl odczytów publicznych, aby zebrać dochód ze sprzedanych biletów. Wśród zaproszonych byli: Stanisław Tarnowski, Michał Bobrzyński, Kazimierz Morawski i Henryk Sienkiewicz, krewny Jadwigi, a w lutym 1883 roku zagościła sama Deotyma. Została ona poproszona o wygłoszenie odczytów, które odbyły się w Bazarze. Bilety w cenie 4 marki za miejsca siedzące i 1.5 marki za miejsca stojące szybko się rozeszły. Jak podaje Edward Pieścikowski,

Deotyma wzruszona rozpoczęła pierwszą prelekcję mówiąc, że powraca do „ukochanej duszą całą Wielkopolski jak dziecię do matki”, po czym rozpoczęła czytanie swojej Biesiady u Ziemomysła, a następie Głosu Izajasza do młodzieży polskiej. Po spotkaniu udała się do Teatru Polskiego na przedstawienie Pana Damazego. W kolejne dni sala Bazaru była również przepełniona chętnymi do słuchania odczytów, w czasie których autorka deklamowała własne utwory. Pieścikowski odnotowuje, że „organizatorzy po rozliczeniu kosztów administracyjnych uzyskali dochód 1800 marek, z czego 600 marek przeznaczyli na Teatr Polski, tyleż otrzymało Towarzystwo św. Wincentego à Paulo, po 300 marek Towarzystwo czytelni Ludowych i ochronka na Chwaliszewie”.

Łuszczewo prawdopodobnie było wsią należącą do rodu Łuszczewskich. Co prawda do dziś nie ocalały żadne znaczące dokumenty potwierdzające te informację, ale wiemy, że Jadwiga często odwiedzała rodzinę w tej miejscowości. Ród Łuszczewskich zamieszkiwał Łuszczewo, nie trudno sobie wyobrazić, że mogli założyć wieś w tej okolicy. Łuszczewscy pochodzili z Łuszczewa. Wacław Józef (1806-1867) ekonomista, wysoki urzędnik administracyjny (Polski Słownik Biograficzny t. 18 s. 586 ŁUSZCZEWSKI); Jan Paweł (1764-1812) sekretarz Sejmu Czteroletniego, minister (Polski Słownik Biograficzny t. 18 s. 584 ŁUSZCZEWSKI); Bronisław Łuszczewski z Łuszczewa h. Pierzchała (Roch III) itd.

Jadwiga Łuszczewska (Deotyma) zmarła 23 września 1908 r. i została pochowana na warszawskich Powązkach. Pozostawiła po sobie spuściznę poetycką, złożoną z kilku tomów wierszy, oraz utwory rozproszone po czasopismach i wydawnictwach okolicznościowych. Przez całe swoje życie pracowała nad olbrzymim cyklem "Polska w pieśni", złożonym z poematów i wierszowanych utworów dramatycznych, takich jak: "Lech", "Krakus", "Wanda", czy "Piast". Nie zdołała ukończyć wielkiej epopei "Sobieski pod Wiedniem", rozpoczętej z myślą o dwusetnej rocznicy odsieczy wiedeńskiej, przypadającej na 1883 rok. Wkrótce zapomniano o wieszczym talencie Deotymy, o jej salonowych improwizacjach. Dziś już nikt, z wyjątkiem historyków literatury, nie pamięta o jej przydługich, pozbawionych głębszej wartości intelektualnej i artystycznej poematach, oraz nudnych powieściach. Dzielnie natomiast oparła się próbie czasu, nadal zachowując popularność tylko "Panienka z okienka". Mimo, że sama pisarka nie traktowała tej powieści zbyt poważnie, wciąż się ją wznawia i mimo upływu lat nie słabnie jej poczytność. Utwór ten doczekał się realizacji filmowej i przeróbki na operę.

Źródła:
Biogram pochodzi z XVIII tomu Polskiego Słownika Biograficznego opublikowanego w 1973 r.
J. Adamski, Wstęp do "Syna marnotrawnego" Woltera, Biblioteka Narodowa, Wrocław 1951.
B. Krzywobłocka, "Delfina i inne", Warszawa 1988.
J. Kulczycka - Saloni, "Życie literackie Warszawy w latach 1864 - 1892", Warszawa 1970.
W. Łaszczyński, "Deotyma", Nasze Kłosy, nr 42, 1902.
"Polski Słownik Biograficzny", t. XVIII, Wrocław - Kraków 1973.
S. Szenic, "Cmentarz Powązkowski", t. III. (1891 - 1918), Warszawa 1983.
A. G. Turczyk, "Jan Paweł Łuszczewski (1764 - 1812)", Ziemia Sochaczewska, nr 8, 1993.
A. Zaleski, "Towarzystwo Warszawskie", Warszawa 1971.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz